
„Nie mam już takiej ochoty na seks…” Tak często zaczyna się rozmowa w gabinecie.
Dopytuję wtedy, co ktoś przez to rozumie. Czy pod tym zdaniem nie ukrywa się brak spontanicznej ochoty na zbliżenie?
Przekazy, które wiążą się z pożądaniem bardzo utrudniają nam życie.
W filmach wystarczy jedno spojrzenie, by para zerwała z siebie ubranie.
Seks jest namiętny, a libido nie maleje.
W życiu takie pożądanie być może burzy krew w żyłach na początku relacji. Każdy dotyk, a nawet wyobrażenie dotyku osoby, która się nam podoba powoduje zawrót głowy. Każde spotkanie to trzęsienie ziemi.
Jednak z czasem aby pojawiło się pożądanie trzeba stworzyć ku niemu warunki.
Oczywiście, nadal może się ono pojawiać samoistnie (i świetnie!), ale oczekiwanie, iż spadnie ono na nas niczym grom z jasnego nieba może spowodować cierpienie i poczucie, że „coś jest ze mną jest nie tak”, skoro już „tego tak nie odczuwam”.
Spontaniczne pragnienie jest zdrowe i normalne.
Responsywne pragnienie to kolejny zdrowy, normalny sposób, w jaki ludzie doświadczają pociągu seksualnego. Zamiast pojawiać się w OCZEKIWANIU na przyjemność seksualną, pożądanie reaktywne pojawia się w ODPOWIEDZI na przyjemność seksualną.
Co to konkretnie znaczy?
Siedzisz przed z telefonem czytając wiadomości, a Twój partner/partnerka zaczyna masować Twój kark, całuje Cię w szyję… Pojawia się odczucie przyjemności, a za nim pożądanie.
Pożądanie responsywne to termin, który w swojej książce „Ona ma siłę” spopularyzowała dr Emily Nagoski (książka wydana przez wydawnictwo Buchmann).
Mam taką analogię, że rzecz ma się podobnie jak z jedzeniem: czasem mamy na coś konkretnego ochotę, a czasem nabieramy chęci z powodu zapachu danej potrawy, czy jej wyglądu (kupowanie drożdżówki albo świeżego chleba z powodu przejścia koło piekarni…).



.
Ale czy to oznacza, że nie da się zrobić nic, by zwiększyć siłę pożądania w długoterminowej relacji?
Do tego, jak możemy wpływać na nasze libido wrócimy w kolejnym poście 
